Alooo!
Po bardzo długim czasie wreszcie coś napisałam. Po obejrzeniu Fear The Walking Dead stwierdziłam, że jeden wątek mi nie pasuje, także stwierdziłam, że jest to idealna okazja, aby coś napisać
Akcja tej jednopartówki dzieje się między 11 a 16 odcinkiem 6 sezonu i zawiera urywki z 6 odcinka 7 sezonu (niektóre teksty z nagrań).
Więcej nie mówię. Zapraszam jedynie do czytania!
Tytuł: Siedemnastka
Seria: Fear The Walking Dead
Paring: Isalthea (ten paring chyba nie ma nawet nazwy, więc wymyślam swoją XD)
___________________________________________________________________________
–
Drzwi nie wytrzymają!
–
Musimy uciekać!
–
Al!
Słyszałam
słowa przyjaciół jakby zza ściany. Kiedy zobaczyłam czarny kombinezon ze
znakiem trzech nakładających się na siebie okręgów… zamurowało mnie. To nie
mogła być ona. Musiałam to sprawdzić. Nie mogła tak skończyć. Nie ona. Gdy
uniosłam hełm szwędacza zawieszonego na łańcuchu i zobaczyłam jego twarz
odetchnęłam z ulgą, jednak dalej byłam zamroczona. Gdyby nie Alycia możliwe, że
zostałabym kąsnięta.
–
Co to było?! – powiedziała patrząc się na mnie.
–
Otwierają się. Jeszcze trochę! – usłyszeliśmy zza drzwi. Wyznawcy Maddoxa
kroczyli nam po piętach.
–
Zniszczmy to miejsce – zaproponowała Alycia wiedząc, że to jedyny możliwy
sposób.
–
Płyn balsamiczny się pali – powiedziałam przypominając sobie incydent sprzed
kilku lat. – Jest go tu pełno – dodałam.
–
Zajmę się tym. Uciekajcie. Dogonię was! – krzyknęła Alycia rozcinając kolejnego
szwędacza, z którego zaczął wylewać się płyn balsamiczny.
Trudno
było uwierzyć w jej słowa. Przez te kilka miesięcy zdążyliśmy ją poznać. Chciała
za wszelką cenę ratować swoich ludzi, kosztem swojego życia. Posłuchaliśmy się
jednak mając nadzieję, że rzeczywiście jej się uda.
Nie
udało.
~~****~~
Gdy
dotarliśmy do obozu po Alycii zaginął słuch. Będąc przed bunkrem widzieliśmy
jak wydostaje się z niego dym. Jeżeli ktoś nie uciekł, mógł nie przeżyć. Jednak
nie ona interesowała mnie w tym wszystkim najbardziej. Plany, spisy miejsc
zrzutu, karty z trzema nakładającymi się na siebie punktami. Tylko to mnie w
tym momencie interesowało. Nie mogłam jej stracić, a to, co zobaczyłam w
bunkrze utwierdziło mnie w tym.
–
Co jest? – usłyszałam za plecami Dwighta. – Myślisz o niej? O piwoszce?
–
Muszę się dowiedzieć czy żyje. Czy wszystko jest w porządku. Bałam się, że ją
straciłam – odpowiedziałam opierając się o stół i myśląc o ostatniej podanej
lokalizacji siedemnastki.
–
Masz
się meldować co kilka dni, inaczej zacznę cię szukać – powiedział z lekkim
uśmiechem, który dodał mi otuchy w moich planach.
–
Wiem. – Również się uśmiechnęłam i ruszyłam do swojej pryczy. Musiałam się
spakować. Nie wiedziałam ile potrawa podróż.
~~****~~
–
Siedemnasta, zgłoś się w miejscu zbiórki 58 55 91 76. Potwierdź.
–
Potwierdzam. Udaję się do miejsca zbiorki 58 55 91 76.
Trzeszczące
głosy wydostały się z ledwo działającej krótkofalówki. Byłam blisko, wiedziałam
o tym. Podróżowałam już kilka dni. Od dawna nie słyszałam Morgana, Alyci,
Dwighta i reszty. Byłam blisko. Kilka godzin później zobaczyłam stary dworek,
przy którym nie panoszył się żaden szwędacz. Szybko wyjęłam mapę i spojrzałam
na współrzędne. 58.. 55… To było tutaj! Dotarłam na czas! Nigdzie nie było
helikoptera, więc weszłam do środka. Były zapasy, więc musiało być to miejsce
zbiórki. Usiadłam i wyjęłam kamerę. Chciałabym mieć na kasecie nagrany chociaż
kawałek z nią. Wiedziałam jednak, że to nie było możliwe. Nie minęło dużo czasu
i usłyszałam dźwięk śmigieł. Przyleciała! Tylko czy była sama? Musiałam się
ukryć, aby się o tym przekonać. Słyszałam kroki, kroki jednej osoby. Wyjrzałam
zza futryny, widziałam tylko jedną postać ubraną w czarny kombinezon i hełm.
Nie był to z pewnością mężczyzna. Zaczęła się rozglądać, sprawdzając pewnie czy
w okolicy nikogo nie ma. I w tym momencie usłyszałam szwędacza za dworkiem.
Szedł w moją stronę. Zaczęłam uciekać tak cicho, jak tylko mogłam. I oprócz
dźwięku szwędacza usłyszałam odbezpieczany magazynek.
–
Unieś ręce i się nie odwracaj. – Znajome słowa i znajomy głos.
Po
części nie posłuchałam. Uniosłam ręce, jednak odwróciłam się.
–
Cześć – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Miała na sobie hełm, jednak wiedziałam,
że to ona.
Po
chwili odłożyła broń i zdjęła w pośpiechu nakrycie głowy.
–
Al… Co ty tu robisz?! – zapytała jakby ze strachem. – Jak znalazłaś to miejsce?
– dodała spoglądając za okno.
–
Od tygodni odbieram wasze rozmowy. To nie było trudne – odpowiedziałam delikatnie
się śmiejąc. Chciałam do niej podejść, przytulić, pocałować… Nie wiedziałam jednak
czy mogę.
Spojrzała
się za siebie ze strachem w oczach. Czyżby przyleciała tu z kimś? Nagle
usłyszałam coś tępego wbijanego w ciało szwędacza. To potwierdziło mnie w tym,
że faktycznie nie była sama.
–
Schowaj się! – powiedziała ciszej popychając mnie w stronę drzwi.
Nie
zastanawiałam się długo. Posłuchałam jej, jednak nie zamknęłam do końca drzwi.
Chciałam słyszeć i choć trochę widzieć co się za nimi dzieje. Miałam tak wielką
ochotę wyjąć kamerę. Zawsze podążałam za tematem, a to był naprawdę wielki
temat! Temat, który zagrażał życiu nie tylko mojemu, ale i osoby, za którą tu
podążyłam. Powiedziałam to? Podążałam za osobą, nie tematem? Zbyt wiele czasu
spędziłam z Morganem i resztą ekipy. Zaczęłam się zmieniać.
–
Siedemnastka, czysto?! – Głośny głos mężczyzny dobiegał zza drzwi
wejściowych.
–
Czysto – odpowiedziała mu wychodząc do niego. Zapewne chciała mnie
chronić. Nie chciała dopuścić, aby ktoś mnie znalazł.
Miałam
ochotę wyjść z tej szafy, aby posłuchać o czym rozmawiają. Przyszłam tu dla
niej, żeby z nią porozmawiać. Ostrzec przed tym, co może się wydarzyć.
Minęła
dłuższa chwila jak usłyszałam odlatujący helikopter. Zastanawiałam się czy
rzeczywiście już odlecieli? Po co tu w ogóle przylecieli? Tak szybko się uporali
z tym, co mieli zrobić? Nie. Nie wszyscy odlecieli. Słyszałam kroki na
trzeszczących deskach dworku. Drzwi się otworzyły, a przed nimi była Isabelle
bez hełmu.
–
Odleciał – poinformowała mnie. – I ty też powinnaś stąd iść. Jeżeli cię spotkają…
Zabiją cię.
Widziałam
ten strach w oczach. Ten sam, który widziałam tamtego dnia, kiedy się
rozstawałyśmy.
–
Wiem, ale chyba nikogo poza nami tu nie ma. I kilku szwędaczy w okolicy –
powiedziałam podchodząc na kilka centymetrów od niej. – Przynajmniej na kilka
minut. Nie wiem. Nie wiem jakie macie plany – dodałam.
Patrzyła
się na mnie. Po chwili odwróciła wzrok i spojrzała się na karabin stojący przy
kanapie. Odwróciła się w jego kierunku i podeszła, aby go wziąć. Nie spodziewałam
się tego, ale ponownie we mnie wymierzyła. Uniosłam dłonie cały czas się na nią
patrząc.
–
My jesteśmy przeszłością, a ważne jest jutro? – zapytałam przypominając sobie
jej słowa.
–
Miałaś nie drążyć tematu i mnie nie szukać – powiedziała to z lekkim drganiem głosu.
Stałyśmy
tak chwilę, aż nie zobaczyłam jak drgają jej ręce. Chwyciłam za karabin i
odstawiłam go od swojej twarzy. Nie sprzeciwiała się, wiedziałam, że nie
chciała tego robić. Zabrałam go jej, a następnie odłożyłam. Odetchnęłam z ulgą.
Spuściła wzrok patrząc się na swoje buty. Podeszłam do niej i objęłam. Musiałam
to zrobić. Od tak dawna o tym marzyłam. Odwzajemniła uścisk, a następnie
usłyszałam cichy szloch. Nie chciałam tego przerywać. Nie w momencie, kiedy
zdałam sobie sprawę w jakiej sytuacji się właśnie znalazłam.
~~****~~
Siedziałyśmy
na kanapie z butelkami piwa przed nami. Nie odzywałyśmy się do siebie. Isabelle
zapewne myślała jak wyjść z tej sytuacji, ale ja wiedziałam, że w końcu będziemy
musiały porozmawiać. O tym ile czasu mamy. O niebezpieczeństwie ze strony
Maddoxa. O… przyszłości?
–
Dlaczego tu jesteś? – odezwała się w końcu tak, jakby czytała w moich myślach. –
Mówiłam ci, że nie możemy się więcej zobaczyć. – Spojrzała na mnie, a następnie
wzięła łyk piwa.
–
Musiałam cię odnaleźć. Nie tylko ze swoich pobudek. Zbliża się
niebezpieczeństwo, z którym ciężko będzie nam się zmierzyć – powiedziałam
przypominając sobie bunkier.
–
Zagrożenie? Dawno byśmy o nim wiedzieli – stwierdziła odkładając butelkę. – Co to
jest? – dopytała.
–
To człowiek, który chce odbudować ludzkość na swoich warunkach. Nie wiemy co ma
dokładnie w planach, ale jedno jest pewne. Szykował się do tego od dawna, skoro
przygotowywał bunkier.
Nie
odezwała się. Wstała z kanapy i ściągnęła kurtkę odkładając ją na krzesło.
Chodziła po pokoju zapewne myśląc nad tym, co jej powiedziałam.
–
Nie mogę tego przekazać dowództwu. To nie skończyłoby się najlepiej dla mnie,
ciebie i twoich przyjaciół. Jeżeli ono nic z tym nie robi, oznacza to, że nie
jest to zagrożenie, którym trzeba się przejmować – powiedziała to tak, jakby
wcale w to nie wierzyła.
–
Możliwe. Chciałam cię tylko ostrzec. Kiedy byłam w bunkrze… – Przerwałam na chwilę
patrząc na torbę z kamerą. – Widziałam tam człowieka, a raczej szwędacza, który
nosił taki sam uniform jak ty. Myślałam, że dorwali cię, że nie żyjesz. –
Musiałam się do tego przyznać. W końcu byłam reporterką, dla której prawda była
wszystkim.
Usłyszałam
ciche parsknięcie.
–
Czyli nie jesteś tu przez tego opętanego człowieka, a przez jakiegoś trupa? –
zapytała wyglądając na zewnątrz i widząc martwego już szwędacza, którego zabił
jej kolega.
–
Jestem tu, aby cię ochronić! – krzyknęłam wstając z kanapy.
–
To ja jestem tą, która chroni innych. I ciebie też ochronię. – Podeszła do mnie
i poczułam to, co tamtego dnia za górami.
~~****~~
Obudziłam
się z samego rana słysząc za oknem świergotanie ptaków. Dawno nie spałam tak
dobrze w normalnym łóżku. Przeciągnęłam się, aby rozbudzić się bardziej.
Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie wczorajszy wieczór. Przyjechałam
tu w innym zamiarze, jednak to, co się stało nie było czymś, czego bym żałowała.
Zobaczyłam w kącie pokoju torbę z kamerą. Była otwarta. Szybko do niej
podeszłam, aby sprawdzić czy najważniejsza zawartość dalej jest na swoim
miejscu. Nie było jej tam. Przejechałam ręką po włosach a drugą chwyciłam
koszulę z krzesła. Ubierając się wyszłam z pokoju na dół, gdzie słyszałam zniekształcone
głosy. Okazało się, że był to dźwięk z kamery. Isabelle siedziała na kanapie z
kamerą w ręce i oglądała ostatnie nagranie, jakie było w środku. Nie zauważyła mnie.
Patrzyłam się na nią z lekkim uśmiechem. Ubrana w mniej służbowe ubrania
wyglądała o wiele lepiej. Nie emitowała od niej złowroga energia, jaką
wyczuwałam za każdym razem, gdy widziałam ten czarny uniform. Idąc bliżej zahaczyłam
o notes położony na komodzie przy drzwiach. Od razu zareagowała wyciągając
pistolet i kierując go w moją stronę.
–
Ile razy jeszcze zamierzasz celować w moją głowę? – zapytałam nawet nie
podnosząc rąk do góry.
Gdy
mnie zauważyła od razu schowała broń do kabury przy nodze. Mimo tego, że była
ubrana w zwykłe jeansowe spodnie i kraciastą czerwono–czarną koszulę dalej
nosiła wyposażenie wojskowe do obrony… lub ataku. Jednak w jej przypadku raczej
do tego pierwszego. W końcu była pilotem. I to było coś, o co zapomniałam jej
wczoraj zapytać. Nie było w końcu okazji.
–
Dlaczego tu zostałaś? – dodałam do poprzedniego pytania. Interesowało mnie to
bardziej niż to dlaczego zaczęła oglądać nagrania z kamery.
–
Nie powinnam ci mówić… – Spodziewałam się tej odpowiedzi. Wieczne tajemnice.
–
Isabelle… Gdybym miała cię zdradzić już dawno bym to zrobiła. I nie szukałabym
cię przez tyle dni – odpowiedziałam siadając na kanapie i biorąc kamerę do rąk.
Na nagraniu byli moi przyjaciele chwilę po tym, jak obaliliśmy Virginię i
budowaliśmy nowy azyl, który prowadził przede wszystkim Morgan.
–
Brakuje mi spokojnego życia – powiedziała to tak smutnym głosem ignorując wcześniejszą
rozmowę. Patrzyła się na ekran kamery i gładząc przy tym swoje udo. – Nie mówię,
że to, co robimy jest złe, jednak… To nie jest życie, o którym marzyłam. Na
początku, po wybuchu apokalipsy, myślałam, że to, co robimy jest dobre. Że robimy
coś, co pomoże ludzkości. A teraz, gdy oglądam te nagrania… Myślę, że moglibyśmy
zrobić więcej. Jest tyle ludzi wśród ocalałych, którzy błąkają się wśród
zarażonych. Oni wszyscy mogliby jakoś pomóc – dodała wstając i podchodząc do
drzwi wyjściowych na patio.
–
To dlaczego tego nie robicie? – zapytałam ciekawa odpowiedzi. Widziałam tę
smutną twarz Isabelle. Jej postawa różniła się od tej, którą widziałam kilka
miesięcy temu. To była ta sama osoba, a jednak różniąca się w diametralny
sposób. – Nie wiem jakie zapasy macie, nie wiem na ile was stać, ale wiem tylko
tyle, że bylibyście w stanie pomóc nawet części ludziom.
–
To zbyt skomplikowane. Jestem tylko pilotem. Nie mam dostępu do wewnętrznych.
Muszę wykonywać swoje rozkazy i nie dać się wykryć. – Mówiąc to prychnęła i
uśmiechnęła się patrząc na mnie. – Chociaż chyba nawet to mi się nie udało.
Uśmiechnęłam
się na te słowa. Cieszyłam się, że Isabelle potrafiła się powstrzymać i nie władowała
mi kulki przy naszym pierwszym spotkaniu oraz pożegnaniu Zamknęłam kamerę i odłożyłam
ją na stolik, na którym dalej stały puste butelki po piwie. Przypomniała mi się
noc na klifie, kiedy ruszyłyśmy po paliwo do helikoptera. Naszą rozmowę.
–
Dlaczego tutaj jesteś? Sama? – Zapytałam ponownie licząc, że tym razem dostanę
na to odpowiedź.
–
Chodź za mną – powiedziała kierując się do wyjścia z dworku.
Posłuchałam
jej nie mając innego wyjścia. W końcu chciałam poznać prawdę.
– Zostałam przeniesiona na inny obszar, jednak
zanim to nastąpi miałam sprawdzić to miejsce zbiórki – powiedziała podchodząc
do sterty zapasów, które znajdowały się zapewne w wielu miejscach w całym
kraju. – Za kilka dni podstawią śmigłowiec, którym mam ruszyć do podanych współrzędnych.
Nie możesz tutaj zostać – dodała kopiąc delikatnie w zbiorniki z paliwem. –
Wtedy zabiją i ciebie, i mnie.
–
Więc mamy kilka dni. – Uśmiechnęłam się patrząc w stronę lasu i słuchając
świergotu ptaków.
I
tak też było. Miałyśmy kilka dni zanim zjawią się tu umundurowani.
~~****~~
Dni
mijały we względnym spokoju. Raz na jakiś czas pojawiał się szwędacz, którego
po cichu eliminowałyśmy, aby nie ściągnąć ich więcej. Isabelle obserwowała
swoje radio, czekając na dalsze rozkazy. Na szczęście to milczało dając nam
więcej czasu. Ponownie liczyłam na to, że uda mi się nagrać wywiad z pilotką,
ale ta sukcesywnie odmawiała i nie było najmniejszej szansy na to, aby ją
przekonać.
Niestety,
spokojna sielanka nie trwała długo. Radio, które kobieta nosiła przy pasku, wydało
z siebie szeleszczący dźwięk, a następnie doszedł do nas damski głos.
–
Siedemnastka, zgłoś się.
Isabelle
chwyciła natychmiastowo krótkofalówkę i spojrzała się na mnie dając mi znać,
abym się nie odzywała.
–
Siedemnastka, zgłaszam się – powiedziała po krótkiej chwili.
–
Rozkaz M dwadzieścia dwa. Współrzędne śmigłowca 55 50 87 50. Załaduj ładunek
i udaj się do bazy x13. Współrzędne 39 102 394 21. Potwierdź. – Wsłuchiwałam
się w podawane współrzędne. Nie kojarzyłam żadnych z nich. Zaciekawił mnie
ładunek, jaki miała zabrać ze sobą Isabelle. Wtedy w górach też miała coś
przywieź.
–
Potwierdzam – odpowiedziała zapewne swojej przełożonej.
–
Masz się zgłosić jutro o 12. Bez odbioru.
Po
tych słowach już nie usłyszałyśmy głosu kobiety. Isabelle trzymała dalej radio
w ręce i patrzyła się na nie ze zmarszczonymi brwiami, a ja jedynie stałam
przed nią czekając na jej reakcję. Nie wiem ile czasu minęło zanim podniosła
wzrok gdzieś przed siebie i odłożyła krótkofalówkę do paska.
–
Ucieknijmy gdzieś – powiedziała nagle zaskakując mnie. – Gdzieś, gdzie nas nie
znajdą. Gdzie będziemy bezpieczne i nie będziemy musiały się niczym martwić –
dodała odwracając się w moją stronę i łapiąc za ramiona.
–
Na tym świecie chyba już nie ma takich miejsc – odpowiedziałam kładąc dłoń na
jej policzku i lekko się uśmiechając.
To
jej nie zdemotywowało. Szybko ruszyła do wnętrza dworku a ja podążyłam za nią.
Szukała czegoś w środku szafek i w momencie, kiedy znalazła starą mapę
uśmiechnęła się i rozłożyła ja.
–
Znam takie miejsce. – Wskazała palcem punkt na podniszczonym papierze. – Domek letniskowy
w górach, który kiedyś należał do mojego ojca. Znajduje się blisko rzeki,
dookoła otacza go las i góry. Jest mała szansa na szwędaczy, bo w promieniu 20
kilometrów nie było żadnych zabudowań, a i teren nie sprzyjałby do czegokolwiek.
– Mówiła obserwując dalej punkt, który wskazywała. To co mówiła wydawało się
naprawdę interesujące. – Obok domku jest malutka działka, która idealnie nadawałaby
się na uprawy dla dwóch osób, a resztę pożywienia można by czerpać z lasu –
kontynuowała pospiesznie.
Nie
wiedziałam jak na to zareagować. Ten plan mógłby się naprawdę udać. I w tym
samym momencie, kiedy pomyślałam o bezpiecznej przyszłości, spojrzałam na
kamerę leżącą obok mapy. Następnie przypomniał mi się mój brat oraz misja,
którą wykonywałam od początku wybuchu apokalipsy. Przyjaciele, którzy zostali
walczyć z Maddoxem. To było najgorsze, co mogłabym w tym momencie zrobić, ale
musiałam.
–
Isabelle, nie mogę. Ty też – powiedziałam.
To
była najgłupsza decyzja, jaką mogłam kiedykolwiek podjąć. Widziałam minę
Isabelle. W jej oczach zgasła nadzieja, którą miała jeszcze do niedawna. Byłam
tego powodem. To ja ją usunęłam.
–
Tak, masz rację. To głupota. Będą mnie ścigać. – W momencie, kiedy to mówiła
wzięła mapę i podarła ją. – Muszę iść załadować ładunek.
Rzuciła
zmięty papier i wyszła przez drzwi. Patrzyłam się za nią i nie mając nic
lepszego do roboty ruszyłam za nią. Nie odzywałam się, ale jednocześnie pomagałam
w załadowaniu małych skrzynek. Helikopter był położony niedaleko dworku,
dookoła nie było żadnego z umundurowanych przyjaciół Isabelle. Widocznie po
prostu podstawili śmigłowiec i ruszyli dalej. Nie bali się, że ktoś go
ukradnie? Najwidoczniej nie. Gdy wróciłyśmy do dworku Isabelle sięgnęła po kamerę.
–
Masz jakąś wolną kasetę? – zapytała otwierając przegrodę. Od razu ruszyłam po
nowy nośnik pamięci w nadziei, że Isabelle w końcu zgodziła się na wywiad.
Gdy
wróciłam do niej wzięła kasetę i włożyła ją na miejsce. Zdziwił mnie fakt, że
tym razem to ona stanęła po drugiej stronie.
–
Wierzysz, że to wszystko się skończy i kiedyś powrócimy do normalnych czasów? –
Zadała mi pytanie włączając tym samym nagrywanie.
–
Nie wiem. Nie pozwalam sobie zadawać takich pytań. Od kiedy nie masz nic
przeciwko kamerom? – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ten świat był już skazany
na porażkę, a przekonywaliśmy się o tym za każdym razem, gdy znajdowaliśmy
względny spokój.
–
Dlaczego tu jesteś?
–
Co mam powiedzieć? Wiesz dlaczego cię znalazłam.
Wyłączyła
nagrywanie i odłożyła kamerę z lekkim uśmiechem. Spojrzała się na nią, a
następnie poszła po dwie butelki piwa. Skąd oni biorą te wszystkie zapasy i po
co było im potrzebne akurat piwo? Tego dalej nie potrafiłam zrozumieć.
–
To nasza ostatnia noc. Definitywnie… – powiedziała i pomimo uśmiechu na jej
ustach widziałam żal, który malował się w jej oczach. – Muszę iść jeszcze do helikoptera,
aby go zatankować. Pójdziesz ze mną? – zapytała spoglądając na mnie i biorąc
jednocześnie łyka napoju.
Nie
miałam innego wyboru. Kiwnęłam jedynie głową na zgodę i również upiłam trunku, którego
tak dawno nie piłam. A przynajmniej o takim smaku. Te szczyny, które ważyła
Sarah czasami nie dało się nazwać piwem.
~~****~~
Przed
zapadnięciem zmroku zdążyłyśmy zanieś wystarczającą ilość paliwa, które
zapełniło zbiorniki śmigłowca. Na ostatnie kółko Isabelle ponownie wzięła
kamerę i zaczęła mnie nagrywać.
–
Jutro muszę już odlecieć – powiedziała zanim zaczęła nagrywać.
–
Wiem. Nie możemy tak dalej. Dlatego mnie nagrywasz. Już się nie zobaczymy – odpowiedziałam
w stu procentach pewna swoich słów. Już to spotkanie było czymś, do czego nie
powinno dojść.
–
Miejsce docelowe to główna baza, w której zapewne będę mogła spędzić kilka dni
wolnych. Chciałabym mieć jakąś pamiątkę, której mam nadzieję nie znajdą.
–
Szkoda, że nie powiesz mi więcej. Ale wiem, co to dla ciebie znaczy. Masz cel i
powód by rano wstawać. Dobrze, że go chronisz. – Uśmiechnęłam się do kamery, ale
patrzyłam tylko na Isabelle.
Szłyśmy
w kierunku dworku z już wyłączoną kamerą. Chciałabym, aby ta noc trwała
wiecznie, ale wiedziałam, że jutro rano to wszystko się skończy. Isabelle ruszy
do głównej bazy, a ja do swoich przyjaciół… Albo gdziekolwiek indziej, gdzie
znajdę jakiś temat. Chciałabym lecieć pod przykryciem z Isabelle. Prosto do
tych tajemnych miejsc, o których wspomina, ale nie mówi nic więcej. Wiedziałam,
że wtedy miałabym wystarczająco duży temat, aby zaspokoić swoje rządze. I jednocześnie
zrobić wystarczająco dużo problemów pilotce, żeby zakończyć jej i mój żywot.
Tak być nie mogło.
–
Isabelle, mam prośbę – odezwałam się gdy już stałyśmy przed naszym obecnym
zakwaterowaniem.
–
Słucham? – Spojrzała się na mnie z widocznym zastanowieniem w oczach.
–
Spędźmy tę noc tak, jakby nie była naszą ostatnią. Nie chcę o tobie zapominać.
Jesteś jedną z nielicznych rzeczy od śmierci brata, które sprawiły, że jestem
szczęśliwa – powiedziałam łapiąc ją za dłoń.
Nie
musiałam długo czekać. Kobieta myślała chyba podobnie do mnie. Odłożyłyśmy
kamerę na miejsce i ze smutnymi uśmiechami chciałyśmy się poczuć jak za czasów
sprzed apokalipsy.
~~****~~
Poranek
był najgorszy z możliwych. Oprócz widma rozstania doszedł do mnie ból głowy,
którego przysporzyłam sobie zbyt dużą liczbą wypitych butelek piwa. Nie
wiedziałam która jest godzina, jednak Isabelle już nie było w łóżku. Zeszłam na
dół z nadzieją, że jeszcze nie odleciała. Miałam rację. Siedziała i piła gorący
napój, a obok butelek po piwie stał jeszcze jeden kubek. Gdy mnie zauważyła
uśmiechnęła się w moją stronę i od razu sięgnęła po kamerę. Już wiedziałam co
czują te wszystkie osoby, gdy je filmowałam.
–
Jak się spało? – zapytała gdy podchodziłam do okna.
–
Która godzina? – odpowiedziałam pytaniem nie chcąc zostawiać na kasecie śladu
po moim kacu.
–
Po ósmej. Jeszcze mamy chwilę czasu. – Poklepała miejsce obok siebie, ale nim
do niej podeszłam zauważyłam coś niepokojącego na niebie.
–
Co to jest?! – zapytałam z przerażeniem.
I
dopiero po chwili do mnie dotarło. Maddox. Moi przyjaciele. Broń, która miała
zniszczyć ludzi. To już się zaczęło.
–
Musze im pomóc… – mówiłam pod nosem trzymając się za głowę. Wtedy też przyszedł
mi pomysł do głowy. – Isabelle, proszę, pomóż mi. – Spojrzałam się na nią błagalnym
wzrokiem. Wiedziałam, że jeśliby się zgodziła, przekreśliłaby własne życie.
Milczała
chwilę, odstawiła kamerę na ziemię, a ta pokazywała jedynie nasze nogi. Zaczęła
do końca zapinać czarny mundur, w który była już ubrana w momencie, kiedy
zeszłam na dół. Chwyciła mnie za policzki i pocałowała. Zrozumiałam to jako
zgodę.
–
Rezygnujesz ze wszystkiego – powiedziałam szeptem opierając swoje czoło o jej.
–
Wiem – odpowiedziała jedynie tyle i ruszyła w stronę śmigłowca. Wzięłam kamerę
i ruszyłam za nią.
Dotarcie
do śmigłowca nie zajmowało dużo czasu. Widziałam jak Isabelle odpala wszystkie
urządzenia w maszynie. Wyszła z niej, aby odebrać mi kamerę i znowu jej
obiektyw przeniósł się w moją stronę.
–
Poleć ze mną. Gdy uratuję twoich przyjaciół polecimy tam, gdzie mówiłam
wcześniej – odezwała się nie patrząc w ekran kamery a na mnie.
–
Wiesz, że to słuszna decyzja – powiedziałam mając na myśli pozostanie z
przyjaciółmi. – Że jeśli polecę z tobą to źle się to skończy. – Jeżeli mnie by
tam nie było może miałaby szansę wrócić jeszcze do bazy.
–
Al, to i tak już niczego nie zmieni. Uciekam. Nie chcę tak dalej żyć. Wierzyłam
w te ideały, ale to już nie to samo. – Niemal krzyczała, gdy to mówiła.
–
Jeśli mówiłaś prawdę to nigdy nie przestaną szukać. Nie chcę oglądać się za
siebie w obawie, że goni mnie ktoś armia – powiedziałam i sięgnęłam ręką do
obiektywu, aby go zakryć.
Odebrałam
swoją własność i wyjęłam kasetę. Dałam ją jej. Chciałam, żeby przynajmniej miała
jakąś pamiątkę. Cokolwiek. Zabolał mnie jej wzrok, ale nie odwróciłam oczu.
Założyła swój kask i wsiadła do śmigłowca.
–
Poinformuj przyjaciół o miejscu, do którego mają dotrzeć. Przywiozę ich tutaj,
o ile będzie bezpiecznie. Skryj się w podziemiach – poinstruowała mnie i
zamknęła drzwi.
Po
chwili widziałam jak maszyna odlatuje. Natychmiast wzięłam swoją krótkofalówkę
i zaczęłam nadawać koordynaty na odpowiednim kanale w nadziei, że ktoś mnie
usłyszy.
Usłyszeli.
Spotkałam się z przyjaciółmi jeszcze raz, jednak po Isabelle słuch zaginął.
Tylko
na razie.