9.02.2023

Siedemnastka

Alooo! 

Po bardzo długim czasie wreszcie coś napisałam. Po obejrzeniu Fear The Walking Dead stwierdziłam, że jeden wątek mi nie pasuje, także stwierdziłam, że jest to idealna okazja, aby coś napisać

Akcja tej jednopartówki dzieje się między 11 a 16 odcinkiem 6 sezonu i zawiera urywki z 6 odcinka 7 sezonu (niektóre teksty z nagrań). 

Więcej nie mówię. Zapraszam jedynie do czytania! 

Tytuł: Siedemnastka
Seria: Fear The Walking Dead
Paring: Isalthea (ten paring chyba nie ma nawet nazwy, więc wymyślam swoją XD) 

___________________________________________________________________________



– Drzwi nie wytrzymają!

– Musimy uciekać!

– Al!

Słyszałam słowa przyjaciół jakby zza ściany. Kiedy zobaczyłam czarny kombinezon ze znakiem trzech nakładających się na siebie okręgów… zamurowało mnie. To nie mogła być ona. Musiałam to sprawdzić. Nie mogła tak skończyć. Nie ona. Gdy uniosłam hełm szwędacza zawieszonego na łańcuchu i zobaczyłam jego twarz odetchnęłam z ulgą, jednak dalej byłam zamroczona. Gdyby nie Alycia możliwe, że zostałabym kąsnięta.

– Co to było?! – powiedziała patrząc się na mnie.

– Otwierają się. Jeszcze trochę! – usłyszeliśmy zza drzwi. Wyznawcy Maddoxa kroczyli nam po piętach.

– Zniszczmy to miejsce – zaproponowała Alycia wiedząc, że to jedyny możliwy sposób.

– Płyn balsamiczny się pali – powiedziałam przypominając sobie incydent sprzed kilku lat. – Jest go tu pełno – dodałam.

– Zajmę się tym. Uciekajcie. Dogonię was! – krzyknęła Alycia rozcinając kolejnego szwędacza, z którego zaczął wylewać się płyn balsamiczny.

Trudno było uwierzyć w jej słowa. Przez te kilka miesięcy zdążyliśmy ją poznać. Chciała za wszelką cenę ratować swoich ludzi, kosztem swojego życia. Posłuchaliśmy się jednak mając nadzieję, że rzeczywiście jej się uda.

Nie udało.

 

~~****~~

 

Gdy dotarliśmy do obozu po Alycii zaginął słuch. Będąc przed bunkrem widzieliśmy jak wydostaje się z niego dym. Jeżeli ktoś nie uciekł, mógł nie przeżyć. Jednak nie ona interesowała mnie w tym wszystkim najbardziej. Plany, spisy miejsc zrzutu, karty z trzema nakładającymi się na siebie punktami. Tylko to mnie w tym momencie interesowało. Nie mogłam jej stracić, a to, co zobaczyłam w bunkrze utwierdziło mnie w tym.

– Co jest? – usłyszałam za plecami Dwighta. – Myślisz o niej? O piwoszce?

– Muszę się dowiedzieć czy żyje. Czy wszystko jest w porządku. Bałam się, że ją straciłam – odpowiedziałam opierając się o stół i myśląc o ostatniej podanej lokalizacji siedemnastki.

Masz się meldować co kilka dni, inaczej zacznę cię szukać – powiedział z lekkim uśmiechem, który dodał mi otuchy w moich planach.

– Wiem. – Również się uśmiechnęłam i ruszyłam do swojej pryczy. Musiałam się spakować. Nie wiedziałam ile potrawa podróż.

 

~~****~~

 

Siedemnasta, zgłoś się w miejscu zbiórki 58 55 91 76. Potwierdź.

– Potwierdzam. Udaję się do miejsca zbiorki 58 55 91 76.

Trzeszczące głosy wydostały się z ledwo działającej krótkofalówki. Byłam blisko, wiedziałam o tym. Podróżowałam już kilka dni. Od dawna nie słyszałam Morgana, Alyci, Dwighta i reszty. Byłam blisko. Kilka godzin później zobaczyłam stary dworek, przy którym nie panoszył się żaden szwędacz. Szybko wyjęłam mapę i spojrzałam na współrzędne. 58.. 55… To było tutaj! Dotarłam na czas! Nigdzie nie było helikoptera, więc weszłam do środka. Były zapasy, więc musiało być to miejsce zbiórki. Usiadłam i wyjęłam kamerę. Chciałabym mieć na kasecie nagrany chociaż kawałek z nią. Wiedziałam jednak, że to nie było możliwe. Nie minęło dużo czasu i usłyszałam dźwięk śmigieł. Przyleciała! Tylko czy była sama? Musiałam się ukryć, aby się o tym przekonać. Słyszałam kroki, kroki jednej osoby. Wyjrzałam zza futryny, widziałam tylko jedną postać ubraną w czarny kombinezon i hełm. Nie był to z pewnością mężczyzna. Zaczęła się rozglądać, sprawdzając pewnie czy w okolicy nikogo nie ma. I w tym momencie usłyszałam szwędacza za dworkiem. Szedł w moją stronę. Zaczęłam uciekać tak cicho, jak tylko mogłam. I oprócz dźwięku szwędacza usłyszałam odbezpieczany magazynek.

– Unieś ręce i się nie odwracaj. – Znajome słowa i znajomy głos.

Po części nie posłuchałam. Uniosłam ręce, jednak odwróciłam się.

– Cześć – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Miała na sobie hełm, jednak wiedziałam, że to ona.

Po chwili odłożyła broń i zdjęła w pośpiechu nakrycie głowy.

– Al… Co ty tu robisz?! – zapytała jakby ze strachem. – Jak znalazłaś to miejsce? – dodała spoglądając za okno.

– Od tygodni odbieram wasze rozmowy. To nie było trudne – odpowiedziałam delikatnie się śmiejąc. Chciałam do niej podejść, przytulić, pocałować… Nie wiedziałam jednak czy mogę.

Spojrzała się za siebie ze strachem w oczach. Czyżby przyleciała tu z kimś? Nagle usłyszałam coś tępego wbijanego w ciało szwędacza. To potwierdziło mnie w tym, że faktycznie nie była sama.

– Schowaj się! – powiedziała ciszej popychając mnie w stronę drzwi.

Nie zastanawiałam się długo. Posłuchałam jej, jednak nie zamknęłam do końca drzwi. Chciałam słyszeć i choć trochę widzieć co się za nimi dzieje. Miałam tak wielką ochotę wyjąć kamerę. Zawsze podążałam za tematem, a to był naprawdę wielki temat! Temat, który zagrażał życiu nie tylko mojemu, ale i osoby, za którą tu podążyłam. Powiedziałam to? Podążałam za osobą, nie tematem? Zbyt wiele czasu spędziłam z Morganem i resztą ekipy. Zaczęłam się zmieniać.

Siedemnastka, czysto?! ­– Głośny głos mężczyzny dobiegał zza drzwi wejściowych.

Czysto – odpowiedziała mu wychodząc do niego. Zapewne chciała mnie chronić. Nie chciała dopuścić, aby ktoś mnie znalazł.

Miałam ochotę wyjść z tej szafy, aby posłuchać o czym rozmawiają. Przyszłam tu dla niej, żeby z nią porozmawiać. Ostrzec przed tym, co może się wydarzyć.

Minęła dłuższa chwila jak usłyszałam odlatujący helikopter. Zastanawiałam się czy rzeczywiście już odlecieli? Po co tu w ogóle przylecieli? Tak szybko się uporali z tym, co mieli zrobić? Nie. Nie wszyscy odlecieli. Słyszałam kroki na trzeszczących deskach dworku. Drzwi się otworzyły, a przed nimi była Isabelle bez hełmu.

– Odleciał – poinformowała mnie. – I ty też powinnaś stąd iść. Jeżeli cię spotkają… Zabiją cię.

Widziałam ten strach w oczach. Ten sam, który widziałam tamtego dnia, kiedy się rozstawałyśmy.

– Wiem, ale chyba nikogo poza nami tu nie ma. I kilku szwędaczy w okolicy – powiedziałam podchodząc na kilka centymetrów od niej. – Przynajmniej na kilka minut. Nie wiem. Nie wiem jakie macie plany – dodałam.

Patrzyła się na mnie. Po chwili odwróciła wzrok i spojrzała się na karabin stojący przy kanapie. Odwróciła się w jego kierunku i podeszła, aby go wziąć. Nie spodziewałam się tego, ale ponownie we mnie wymierzyła. Uniosłam dłonie cały czas się na nią patrząc.

– My jesteśmy przeszłością, a ważne jest jutro? – zapytałam przypominając sobie jej słowa.

– Miałaś nie drążyć tematu i mnie nie szukać – powiedziała to z lekkim drganiem głosu.

Stałyśmy tak chwilę, aż nie zobaczyłam jak drgają jej ręce. Chwyciłam za karabin i odstawiłam go od swojej twarzy. Nie sprzeciwiała się, wiedziałam, że nie chciała tego robić. Zabrałam go jej, a następnie odłożyłam. Odetchnęłam z ulgą. Spuściła wzrok patrząc się na swoje buty. Podeszłam do niej i objęłam. Musiałam to zrobić. Od tak dawna o tym marzyłam. Odwzajemniła uścisk, a następnie usłyszałam cichy szloch. Nie chciałam tego przerywać. Nie w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę w jakiej sytuacji się właśnie znalazłam.

 

~~****~~

 

Siedziałyśmy na kanapie z butelkami piwa przed nami. Nie odzywałyśmy się do siebie. Isabelle zapewne myślała jak wyjść z tej sytuacji, ale ja wiedziałam, że w końcu będziemy musiały porozmawiać. O tym ile czasu mamy. O niebezpieczeństwie ze strony Maddoxa. O… przyszłości?

– Dlaczego tu jesteś? – odezwała się w końcu tak, jakby czytała w moich myślach. – Mówiłam ci, że nie możemy się więcej zobaczyć. – Spojrzała na mnie, a następnie wzięła łyk piwa.

– Musiałam cię odnaleźć. Nie tylko ze swoich pobudek. Zbliża się niebezpieczeństwo, z którym ciężko będzie nam się zmierzyć – powiedziałam przypominając sobie bunkier.

– Zagrożenie? Dawno byśmy o nim wiedzieli – stwierdziła odkładając butelkę. – Co to jest? – dopytała.

– To człowiek, który chce odbudować ludzkość na swoich warunkach. Nie wiemy co ma dokładnie w planach, ale jedno jest pewne. Szykował się do tego od dawna, skoro przygotowywał bunkier.

Nie odezwała się. Wstała z kanapy i ściągnęła kurtkę odkładając ją na krzesło. Chodziła po pokoju zapewne myśląc nad tym, co jej powiedziałam.

– Nie mogę tego przekazać dowództwu. To nie skończyłoby się najlepiej dla mnie, ciebie i twoich przyjaciół. Jeżeli ono nic z tym nie robi, oznacza to, że nie jest to zagrożenie, którym trzeba się przejmować – powiedziała to tak, jakby wcale w to nie wierzyła.

– Możliwe. Chciałam cię tylko ostrzec. Kiedy byłam w bunkrze… – Przerwałam na chwilę patrząc na torbę z kamerą. – Widziałam tam człowieka, a raczej szwędacza, który nosił taki sam uniform jak ty. Myślałam, że dorwali cię, że nie żyjesz. – Musiałam się do tego przyznać. W końcu byłam reporterką, dla której prawda była wszystkim.

Usłyszałam ciche parsknięcie.

– Czyli nie jesteś tu przez tego opętanego człowieka, a przez jakiegoś trupa? – zapytała wyglądając na zewnątrz i widząc martwego już szwędacza, którego zabił jej kolega.

– Jestem tu, aby cię ochronić! – krzyknęłam wstając z kanapy.

– To ja jestem tą, która chroni innych. I ciebie też ochronię. – Podeszła do mnie i poczułam to, co tamtego dnia za górami.

 

~~****~~

Obudziłam się z samego rana słysząc za oknem świergotanie ptaków. Dawno nie spałam tak dobrze w normalnym łóżku. Przeciągnęłam się, aby rozbudzić się bardziej. Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie wczorajszy wieczór. Przyjechałam tu w innym zamiarze, jednak to, co się stało nie było czymś, czego bym żałowała. Zobaczyłam w kącie pokoju torbę z kamerą. Była otwarta. Szybko do niej podeszłam, aby sprawdzić czy najważniejsza zawartość dalej jest na swoim miejscu. Nie było jej tam. Przejechałam ręką po włosach a drugą chwyciłam koszulę z krzesła. Ubierając się wyszłam z pokoju na dół, gdzie słyszałam zniekształcone głosy. Okazało się, że był to dźwięk z kamery. Isabelle siedziała na kanapie z kamerą w ręce i oglądała ostatnie nagranie, jakie było w środku. Nie zauważyła mnie. Patrzyłam się na nią z lekkim uśmiechem. Ubrana w mniej służbowe ubrania wyglądała o wiele lepiej. Nie emitowała od niej złowroga energia, jaką wyczuwałam za każdym razem, gdy widziałam ten czarny uniform. Idąc bliżej zahaczyłam o notes położony na komodzie przy drzwiach. Od razu zareagowała wyciągając pistolet i kierując go w moją stronę.

– Ile razy jeszcze zamierzasz celować w moją głowę? – zapytałam nawet nie podnosząc rąk do góry.

Gdy mnie zauważyła od razu schowała broń do kabury przy nodze. Mimo tego, że była ubrana w zwykłe jeansowe spodnie i kraciastą czerwono–czarną koszulę dalej nosiła wyposażenie wojskowe do obrony… lub ataku. Jednak w jej przypadku raczej do tego pierwszego. W końcu była pilotem. I to było coś, o co zapomniałam jej wczoraj zapytać. Nie było w końcu okazji.

– Dlaczego tu zostałaś? – dodałam do poprzedniego pytania. Interesowało mnie to bardziej niż to dlaczego zaczęła oglądać nagrania z kamery.

– Nie powinnam ci mówić… – Spodziewałam się tej odpowiedzi. Wieczne tajemnice.

– Isabelle… Gdybym miała cię zdradzić już dawno bym to zrobiła. I nie szukałabym cię przez tyle dni – odpowiedziałam siadając na kanapie i biorąc kamerę do rąk. Na nagraniu byli moi przyjaciele chwilę po tym, jak obaliliśmy Virginię i budowaliśmy nowy azyl, który prowadził przede wszystkim Morgan.

– Brakuje mi spokojnego życia – powiedziała to tak smutnym głosem ignorując wcześniejszą rozmowę. Patrzyła się na ekran kamery i gładząc przy tym swoje udo. – Nie mówię, że to, co robimy jest złe, jednak… To nie jest życie, o którym marzyłam. Na początku, po wybuchu apokalipsy, myślałam, że to, co robimy jest dobre. Że robimy coś, co pomoże ludzkości. A teraz, gdy oglądam te nagrania… Myślę, że moglibyśmy zrobić więcej. Jest tyle ludzi wśród ocalałych, którzy błąkają się wśród zarażonych. Oni wszyscy mogliby jakoś pomóc – dodała wstając i podchodząc do drzwi wyjściowych na patio.

– To dlaczego tego nie robicie? – zapytałam ciekawa odpowiedzi. Widziałam tę smutną twarz Isabelle. Jej postawa różniła się od tej, którą widziałam kilka miesięcy temu. To była ta sama osoba, a jednak różniąca się w diametralny sposób. – Nie wiem jakie zapasy macie, nie wiem na ile was stać, ale wiem tylko tyle, że bylibyście w stanie pomóc nawet części ludziom.

– To zbyt skomplikowane. Jestem tylko pilotem. Nie mam dostępu do wewnętrznych. Muszę wykonywać swoje rozkazy i nie dać się wykryć. – Mówiąc to prychnęła i uśmiechnęła się patrząc na mnie. – Chociaż chyba nawet to mi się nie udało.

Uśmiechnęłam się na te słowa. Cieszyłam się, że Isabelle potrafiła się powstrzymać i nie władowała mi kulki przy naszym pierwszym spotkaniu oraz pożegnaniu Zamknęłam kamerę i odłożyłam ją na stolik, na którym dalej stały puste butelki po piwie. Przypomniała mi się noc na klifie, kiedy ruszyłyśmy po paliwo do helikoptera. Naszą rozmowę.

– Dlaczego tutaj jesteś? Sama? – Zapytałam ponownie licząc, że tym razem dostanę na to odpowiedź.

– Chodź za mną – powiedziała kierując się do wyjścia z dworku.

Posłuchałam jej nie mając innego wyjścia. W końcu chciałam poznać prawdę.

 – Zostałam przeniesiona na inny obszar, jednak zanim to nastąpi miałam sprawdzić to miejsce zbiórki – powiedziała podchodząc do sterty zapasów, które znajdowały się zapewne w wielu miejscach w całym kraju. – Za kilka dni podstawią śmigłowiec, którym mam ruszyć do podanych współrzędnych. Nie możesz tutaj zostać – dodała kopiąc delikatnie w zbiorniki z paliwem. – Wtedy zabiją i ciebie, i mnie.

– Więc mamy kilka dni. – Uśmiechnęłam się patrząc w stronę lasu i słuchając świergotu ptaków.

I tak też było. Miałyśmy kilka dni zanim zjawią się tu umundurowani.

 

~~****~~

 

Dni mijały we względnym spokoju. Raz na jakiś czas pojawiał się szwędacz, którego po cichu eliminowałyśmy, aby nie ściągnąć ich więcej. Isabelle obserwowała swoje radio, czekając na dalsze rozkazy. Na szczęście to milczało dając nam więcej czasu. Ponownie liczyłam na to, że uda mi się nagrać wywiad z pilotką, ale ta sukcesywnie odmawiała i nie było najmniejszej szansy na to, aby ją przekonać.

Niestety, spokojna sielanka nie trwała długo. Radio, które kobieta nosiła przy pasku, wydało z siebie szeleszczący dźwięk, a następnie doszedł do nas damski głos.

Siedemnastka, zgłoś się.

Isabelle chwyciła natychmiastowo krótkofalówkę i spojrzała się na mnie dając mi znać, abym się nie odzywała.

– Siedemnastka, zgłaszam się – powiedziała po krótkiej chwili.

­– Rozkaz M dwadzieścia dwa. Współrzędne śmigłowca 55 50 87 50. Załaduj ładunek i udaj się do bazy x13. Współrzędne 39 102 394 21. Potwierdź. – Wsłuchiwałam się w podawane współrzędne. Nie kojarzyłam żadnych z nich. Zaciekawił mnie ładunek, jaki miała zabrać ze sobą Isabelle. Wtedy w górach też miała coś przywieź.

– Potwierdzam – odpowiedziała zapewne swojej przełożonej.

Masz się zgłosić jutro o 12. Bez odbioru.

Po tych słowach już nie usłyszałyśmy głosu kobiety. Isabelle trzymała dalej radio w ręce i patrzyła się na nie ze zmarszczonymi brwiami, a ja jedynie stałam przed nią czekając na jej reakcję. Nie wiem ile czasu minęło zanim podniosła wzrok gdzieś przed siebie i odłożyła krótkofalówkę do paska.

– Ucieknijmy gdzieś – powiedziała nagle zaskakując mnie. – Gdzieś, gdzie nas nie znajdą. Gdzie będziemy bezpieczne i nie będziemy musiały się niczym martwić – dodała odwracając się w moją stronę i łapiąc za ramiona.

– Na tym świecie chyba już nie ma takich miejsc – odpowiedziałam kładąc dłoń na jej policzku i lekko się uśmiechając.

To jej nie zdemotywowało. Szybko ruszyła do wnętrza dworku a ja podążyłam za nią. Szukała czegoś w środku szafek i w momencie, kiedy znalazła starą mapę uśmiechnęła się i rozłożyła ja.

– Znam takie miejsce. – Wskazała palcem punkt na podniszczonym papierze. – Domek letniskowy w górach, który kiedyś należał do mojego ojca. Znajduje się blisko rzeki, dookoła otacza go las i góry. Jest mała szansa na szwędaczy, bo w promieniu 20 kilometrów nie było żadnych zabudowań, a i teren nie sprzyjałby do czegokolwiek. – Mówiła obserwując dalej punkt, który wskazywała. To co mówiła wydawało się naprawdę interesujące. – Obok domku jest malutka działka, która idealnie nadawałaby się na uprawy dla dwóch osób, a resztę pożywienia można by czerpać z lasu – kontynuowała pospiesznie.

Nie wiedziałam jak na to zareagować. Ten plan mógłby się naprawdę udać. I w tym samym momencie, kiedy pomyślałam o bezpiecznej przyszłości, spojrzałam na kamerę leżącą obok mapy. Następnie przypomniał mi się mój brat oraz misja, którą wykonywałam od początku wybuchu apokalipsy. Przyjaciele, którzy zostali walczyć z Maddoxem. To było najgorsze, co mogłabym w tym momencie zrobić, ale musiałam.

– Isabelle, nie mogę. Ty też – powiedziałam.

To była najgłupsza decyzja, jaką mogłam kiedykolwiek podjąć. Widziałam minę Isabelle. W jej oczach zgasła nadzieja, którą miała jeszcze do niedawna. Byłam tego powodem. To ja ją usunęłam.

– Tak, masz rację. To głupota. Będą mnie ścigać. – W momencie, kiedy to mówiła wzięła mapę i podarła ją. – Muszę iść załadować ładunek.

Rzuciła zmięty papier i wyszła przez drzwi. Patrzyłam się za nią i nie mając nic lepszego do roboty ruszyłam za nią. Nie odzywałam się, ale jednocześnie pomagałam w załadowaniu małych skrzynek. Helikopter był położony niedaleko dworku, dookoła nie było żadnego z umundurowanych przyjaciół Isabelle. Widocznie po prostu podstawili śmigłowiec i ruszyli dalej. Nie bali się, że ktoś go ukradnie? Najwidoczniej nie. Gdy wróciłyśmy do dworku Isabelle sięgnęła po kamerę.

– Masz jakąś wolną kasetę? – zapytała otwierając przegrodę. Od razu ruszyłam po nowy nośnik pamięci w nadziei, że Isabelle w końcu zgodziła się na wywiad.

Gdy wróciłam do niej wzięła kasetę i włożyła ją na miejsce. Zdziwił mnie fakt, że tym razem to ona stanęła po drugiej stronie.

– Wierzysz, że to wszystko się skończy i kiedyś powrócimy do normalnych czasów? – Zadała mi pytanie włączając tym samym nagrywanie.

– Nie wiem. Nie pozwalam sobie zadawać takich pytań. Od kiedy nie masz nic przeciwko kamerom? – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ten świat był już skazany na porażkę, a przekonywaliśmy się o tym za każdym razem, gdy znajdowaliśmy względny spokój.

– Dlaczego tu jesteś?

– Co mam powiedzieć? Wiesz dlaczego cię znalazłam.

Wyłączyła nagrywanie i odłożyła kamerę z lekkim uśmiechem. Spojrzała się na nią, a następnie poszła po dwie butelki piwa. Skąd oni biorą te wszystkie zapasy i po co było im potrzebne akurat piwo? Tego dalej nie potrafiłam zrozumieć.

– To nasza ostatnia noc. Definitywnie… – powiedziała i pomimo uśmiechu na jej ustach widziałam żal, który malował się w jej oczach. – Muszę iść jeszcze do helikoptera, aby go zatankować. Pójdziesz ze mną? – zapytała spoglądając na mnie i biorąc jednocześnie łyka napoju.

Nie miałam innego wyboru. Kiwnęłam jedynie głową na zgodę i również upiłam trunku, którego tak dawno nie piłam. A przynajmniej o takim smaku. Te szczyny, które ważyła Sarah czasami nie dało się nazwać piwem.

 

~~****~~

 

Przed zapadnięciem zmroku zdążyłyśmy zanieś wystarczającą ilość paliwa, które zapełniło zbiorniki śmigłowca. Na ostatnie kółko Isabelle ponownie wzięła kamerę i zaczęła mnie nagrywać.

– Jutro muszę już odlecieć – powiedziała zanim zaczęła nagrywać.

– Wiem. Nie możemy tak dalej. Dlatego mnie nagrywasz. Już się nie zobaczymy – odpowiedziałam w stu procentach pewna swoich słów. Już to spotkanie było czymś, do czego nie powinno dojść.

– Miejsce docelowe to główna baza, w której zapewne będę mogła spędzić kilka dni wolnych. Chciałabym mieć jakąś pamiątkę, której mam nadzieję nie znajdą.

– Szkoda, że nie powiesz mi więcej. Ale wiem, co to dla ciebie znaczy. Masz cel i powód by rano wstawać. Dobrze, że go chronisz. – Uśmiechnęłam się do kamery, ale patrzyłam tylko na Isabelle.

Szłyśmy w kierunku dworku z już wyłączoną kamerą. Chciałabym, aby ta noc trwała wiecznie, ale wiedziałam, że jutro rano to wszystko się skończy. Isabelle ruszy do głównej bazy, a ja do swoich przyjaciół… Albo gdziekolwiek indziej, gdzie znajdę jakiś temat. Chciałabym lecieć pod przykryciem z Isabelle. Prosto do tych tajemnych miejsc, o których wspomina, ale nie mówi nic więcej. Wiedziałam, że wtedy miałabym wystarczająco duży temat, aby zaspokoić swoje rządze. I jednocześnie zrobić wystarczająco dużo problemów pilotce, żeby zakończyć jej i mój żywot. Tak być nie mogło.

– Isabelle, mam prośbę – odezwałam się gdy już stałyśmy przed naszym obecnym zakwaterowaniem.

– Słucham? – Spojrzała się na mnie z widocznym zastanowieniem w oczach.

– Spędźmy tę noc tak, jakby nie była naszą ostatnią. Nie chcę o tobie zapominać. Jesteś jedną z nielicznych rzeczy od śmierci brata, które sprawiły, że jestem szczęśliwa – powiedziałam łapiąc ją za dłoń.

Nie musiałam długo czekać. Kobieta myślała chyba podobnie do mnie. Odłożyłyśmy kamerę na miejsce i ze smutnymi uśmiechami chciałyśmy się poczuć jak za czasów sprzed apokalipsy.

 

~~****~~

 

Poranek był najgorszy z możliwych. Oprócz widma rozstania doszedł do mnie ból głowy, którego przysporzyłam sobie zbyt dużą liczbą wypitych butelek piwa. Nie wiedziałam która jest godzina, jednak Isabelle już nie było w łóżku. Zeszłam na dół z nadzieją, że jeszcze nie odleciała. Miałam rację. Siedziała i piła gorący napój, a obok butelek po piwie stał jeszcze jeden kubek. Gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się w moją stronę i od razu sięgnęła po kamerę. Już wiedziałam co czują te wszystkie osoby, gdy je filmowałam.

– Jak się spało? – zapytała gdy podchodziłam do okna.

– Która godzina? – odpowiedziałam pytaniem nie chcąc zostawiać na kasecie śladu po moim kacu.

– Po ósmej. Jeszcze mamy chwilę czasu. – Poklepała miejsce obok siebie, ale nim do niej podeszłam zauważyłam coś niepokojącego na niebie.

– Co to jest?! – zapytałam z przerażeniem.

I dopiero po chwili do mnie dotarło. Maddox. Moi przyjaciele. Broń, która miała zniszczyć ludzi. To już się zaczęło.

– Musze im pomóc… – mówiłam pod nosem trzymając się za głowę. Wtedy też przyszedł mi pomysł do głowy. – Isabelle, proszę, pomóż mi. – Spojrzałam się na nią błagalnym wzrokiem. Wiedziałam, że jeśliby się zgodziła, przekreśliłaby własne życie.

Milczała chwilę, odstawiła kamerę na ziemię, a ta pokazywała jedynie nasze nogi. Zaczęła do końca zapinać czarny mundur, w który była już ubrana w momencie, kiedy zeszłam na dół. Chwyciła mnie za policzki i pocałowała. Zrozumiałam to jako zgodę.

– Rezygnujesz ze wszystkiego – powiedziałam szeptem opierając swoje czoło o jej.

– Wiem – odpowiedziała jedynie tyle i ruszyła w stronę śmigłowca. Wzięłam kamerę i ruszyłam za nią.

Dotarcie do śmigłowca nie zajmowało dużo czasu. Widziałam jak Isabelle odpala wszystkie urządzenia w maszynie. Wyszła z niej, aby odebrać mi kamerę i znowu jej obiektyw przeniósł się w moją stronę.

– Poleć ze mną. Gdy uratuję twoich przyjaciół polecimy tam, gdzie mówiłam wcześniej – odezwała się nie patrząc w ekran kamery a na mnie.

– Wiesz, że to słuszna decyzja – powiedziałam mając na myśli pozostanie z przyjaciółmi. – Że jeśli polecę z tobą to źle się to skończy. – Jeżeli mnie by tam nie było może miałaby szansę wrócić jeszcze do bazy.

– Al, to i tak już niczego nie zmieni. Uciekam. Nie chcę tak dalej żyć. Wierzyłam w te ideały, ale to już nie to samo. – Niemal krzyczała, gdy to mówiła.

– Jeśli mówiłaś prawdę to nigdy nie przestaną szukać. Nie chcę oglądać się za siebie w obawie, że goni mnie ktoś armia – powiedziałam i sięgnęłam ręką do obiektywu, aby go zakryć.

Odebrałam swoją własność i wyjęłam kasetę. Dałam ją jej. Chciałam, żeby przynajmniej miała jakąś pamiątkę. Cokolwiek. Zabolał mnie jej wzrok, ale nie odwróciłam oczu. Założyła swój kask i wsiadła do śmigłowca.

– Poinformuj przyjaciół o miejscu, do którego mają dotrzeć. Przywiozę ich tutaj, o ile będzie bezpiecznie. Skryj się w podziemiach – poinstruowała mnie i zamknęła drzwi.

Po chwili widziałam jak maszyna odlatuje. Natychmiast wzięłam swoją krótkofalówkę i zaczęłam nadawać koordynaty na odpowiednim kanale w nadziei, że ktoś mnie usłyszy.

Usłyszeli. Spotkałam się z przyjaciółmi jeszcze raz, jednak po Isabelle słuch zaginął.

Tylko na razie.

 

 

CREATED BY
MAYAKO