Niektórych może zaskoczyć tytuł tego one-shota. W końcu kilka lat temu pojawiło się opowiadanie o tym samym tytule. Cóż, jest to po prostu kontynuacja tamtego, a raczej kontynuacja drugiej wersji. Niektórzy mogą wiedzieć, niektórzy nie, ale od początku tego roku akademickiego zaczęłam udzielać się w czasopiśmie akademickim "Presik", w którym ukazała się druga wersja "Take me or leave me". Ze względu na mocną scenę w pierwotnej wersji musiałam troszkę zmienić, a jak już się wzięłam za zmiany to pozmieniałam dość sporo, w tym imiona bohaterek.
Osoby, które czytały pierwotną wersję mogą mniej więcej kojarzyć o co chodzi, ale podlinkuję również drugą wersję na stronie Presika. Zapraszam do czytania. Dodam jeszcze, że to pierwsze opowiadanie od bardzo dawna, które udało mi się napisać, i z którego jestem dumna. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestanę i wezmę się za pisanie tego wielkiego projektu, który wisi już od jakiegoś czasu na tablicy korkowej.
Tytuł: Take me or leave me
Obraz: Julia "Szczypiorek" Główka (na specjalne zamówienie)
Link do oryginalnej wersji: Take or leave me
Link do drugiej wersji (część 1): Take me or leave me
Czerwiec
to oznaka sesji. Stresujący moment w życiu niemal każdego
studenta. Można powiedzieć, że to jeden z najgorszych miesięcy. Nawet jeżeli na
zewnątrz wzrasta temperatura, a my zamiast przejmować się zbliżającymi się
egzaminami, zaczynamy imprezować. Na szczęście nie zaliczam się do tej grupy,
która obawia się zakończenia semestru, ale nie zmienia to faktu, że ten miesiąc
był dla mnie najgorszy. A przynajmniej w tym roku. Pewnego wieczoru wracałyśmy
z Tamarą od naszej wspólnej znajomej, która urządzała urodzinową imprezę. Było wspaniale.
Alkohol lał się litrami, graliśmy w przeróżne gry, o których nie miałam pojęcia
i wszyscy głośno śpiewali „sto lat” dla jubilatki. Najgorszy okazał się powrót
do domu.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
– zapytałam się Tamary chwytając ją za dłoń, z której przed chwilą wyrzuciła
niedopalonego papierosa. Od kilku tygodni przewijał się jeden i ten sam temat.
Moja ukochana planowała porzucić studia, gdyż miała problem z jednym
przedmiotem, a raczej z organizacją na uczelni. – Przecież lubisz swoje studia.
Nie tak dawno zachwycałaś się zajęciami z autoczegośtam.
Widziałam tylko jak spojrzała się w
bezchmurne niebo i potarła drugą dłonią o potylice. Już sięgała po paczkę
fajek, ale dałam jej znak, żeby tego nie robiła. Nie lubiłam dymu papierosowego
i doskonale to wiedziała. Nie odpowiadała mi, ale wiedziałam, że próbowała
sobie ułożyć to w głowie. To nie było dla niej łatwe. Miała radość z
uczęszczania na zajęcia, mimo tego, że niektóre sprawiały jej problemy. W końcu
usłyszałam głębokie westchnięcie.
– Tak czasami bywa. Po co mi ten
świstek? I tak już robię w swojej branży. Może kiedyś wrócę, może nie. Życie
jest jak rzeka. Ciągle w ruchu – odpowiedziała wesołym głosem.
Miała rację. Po co miała to ciągnąć,
skoro tak naprawdę już osiągała małe sukcesy w pisaniu. Studia były jej
potrzebne tylko po to, aby pokazać rodzicom, że nie jest bezwartościowa. Ale
przecież nie była. A przynajmniej dla mnie.
– Dobrze. Twój wybór, choć znasz moje
zdanie. – Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę. – Skarbie, może
zajdziemy na kebaba? Czuję jak skurczył mi się żołądek – powiedziałam widząc,
że jeszcze nie ma trzeciej.
Nagle usłyszałam gwizdanie za naszymi
plecami i szybsze kroki. Nie chciałam się obracać, ale odruchowo zrobiłam to.
Zobaczyłam trzech mężczyzn o dość masywnej posturze. Lampy uliczne oświetlały
ich twarze, na których widniał dziwny uśmiech.
– A co my tu mamy? Dwie piękne
dziewczyny. Co robicie o tej godzinie na ulicy, niunie? – powiedział ten, który
szedł w środku.
Nie odezwałyśmy się. Szłyśmy dalej i
nie zwracałyśmy na nich uwagi. Bałam się, ale nie mogłam tego okazać. Po minie
Tamary widziałam, że nie tyle, co się bała, ale była zdenerwowana. Obawiałam
się, że w pewnym momencie może zareagować.
– Ej, stary, to lesby! – krzyknął
jeden z nich. – Chyba nikt was nigdy nie porządnie nie przebolcował.
I ten śmiech, który sprawił, że na
moim ciele pojawiły się dreszcze. Przyspieszyłam kroku i ścisnęłam mocniej
Tamarę. Zrobiła to samo i skręciła na inną ulicę. Pewnie nie chciała
zaprowadzić ich prosto pod swoje mieszkanie.
– Rafał, może trzeba im pomóc? –
Kolejny głos i kolejne śmiechy. – Blondi, co tak uciekasz. Przecież nie zrobimy
ci krzywdy. – Podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię, a następnie próbował
brutalnie odwrócić.
Z moich ust wydarł się cichy pisk.
Przez jego ruch prawie się wywróciłam. W ostatnim momencie złapałam się
dziewczyny, która również przystanęła i spojrzała się wrogo na mężczyzn.
– Trzymaj ręce przy sobie – warknęła
w ich stronę. – Albo gorzko tego pożałujesz – dodała.
– Zobaczcie, ta druga ma pazurki.
Lubię takie.
Jego uśmiech sprawił, że obawiałam się o to,
co się może zaraz wydarzyć. Zaczął podchodzić w jej kierunku. Już wyciągał
rękę, ale Tamara złapała za jego nadgarstek i wykręciła go.
– Co ty robisz?! – krzyknął i spojrzał
się na nią ze złością. Chwycił ją za rękę i wyrwał ją.
– Dasz się tak traktować dziwolągowi?
– rzucił mężczyzna za nim. – Pokaż jej, kto tu rządzi! – dodał.
– Panowie, nie chcemy kłopotów, to
był ciężki dzień. Proszę, zostawcie nas w spokoju – powiedziałam lekko drżącym
głosem. Nie chciałam, aby sytuacja się pogorszyła. Jedyne, o czym marzyłam, to
ciepłe łóżko i spokój.
– O nie, nie pozwolę się tak
traktować, skarbie. – Tamara podkreśliła ostatnie słowo, jakby chciała
sprowokować tych typów. To nie mogło się skończyć dobrze. – Widać, że brakuje
im doświadczenia w łóżku, więc zaczepiają każdą napotkaną dziewczynę.
– Ty suko! – krzyknął mężczyzna,
któremu wcześniej wykręciła rękę. – Zaraz pokażę ci, jakie doświadczenie mam!
Rzucił się w stronę Tamary i chciał
ją przewrócić, jednak ta uderzyła go z łokcia w nos. Na pomoc koledze ruszył
kolejny z trójki. Bez zawahania uderzył dziewczynę z otwartej ręki. Widziałam,
jak jej głowa się przekręca, a to dało mi do myślenia, że cios nie należał do
najdelikatniejszych. Chciałam ruszyć jej z pomocą, ale trzeci złapał mnie. Na
moich oczach odgrywała się scena niczym z filmu. Największy z nich zaczął
szarpać się z Tamarą, która nie dawała za wygraną. Broniła się, ale
jednocześnie oddawała z podobnym impetem. Nie przewidziała jednego ciosu,
potknęła się i upadła. Nie zdążyła zamortyzować upadku i uderzyła głową o
krawężnik. Nie podnosiła się. Mężczyźni, gdy tylko to zobaczyli, spanikowali i
zaczęli uciekać. Wykorzystałam to i podbiegłam do niej. Miała zakrwawioną twarz
i głowę. Wyglądało to groźnie.
– Tamara! – krzyknęłam z
przerażeniem. – Słyszysz mnie? – zapytałam z nadzieją, że dziewczyna nie
straciła przytomności, choć po takim upadku nie mogłam liczyć na wiele.
– Uciekli? – zapytała się cicho.
Poczułam ulgę, była przytomna.
– Już dzwonię po karetkę. Nie
zasypiaj. – Zaczęłam szukać swojego telefonu i wybierać numer alarmowy.
– Nie dzwoń. Nic mi nie jest. –
Zaczęła się podnosić i dotknęła głowy. Usłyszałam syk. Musiała mocno uderzyć o
krawężnik. – Chodźmy do domu.
– Chyba cię powaliło! Uderzyłaś głową
o kant. Mogłaś dostać wstrząsu mózgu. Musi cię zobaczyć lekarz! – krzyknęłam na
nią z bólu. Była nienormalna.
– Żadnej karetki. Pomóż mi wstać.
A ja byłam tak samo nienormalna jak
ona. Pomogłam jej wstać i lekko chwiejnym krokiem dotarłyśmy do mieszkania. Tam
od razu zaczęłam szukać jakiś środków do odkażania oraz bandaży. Jedyne, co
udało mi się znaleźć, to płyn do dezynfekcji, który Tamara kupiła jeszcze na
początku pandemii. Spojrzałam się na nią. Nie dość, że na głowie robił się mały
skrzep krwi, to jeszcze miała podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Musiała
wchodzić z nimi w sprzeczkę? Nie mogła po prostu odpuścić? Nie. Przecież to nie
w jej stylu. Zrobiła to, aby mnie obronić, jednak nie wiadomo jak się to mogło
skończyć, gdyby tamci nie zdecydowaliby się uciec.
Otarłam z jej twarzy krew i
przykleiłam plaster, aby choć trochę spowolnić nadal cieknącą juchę. Widziałam
po niej, że nie czuje się najlepiej i w dalszym ciągu miałam ochotę zadzwonić
po karetkę, nawet wbrew jej woli. A co jeżeli naprawdę dostała wstrząsu mózgu?
Nie byłam lekarzem, więc nie mogłam tego ocenić, ale martwiłam się.
– Przyniesiesz mi coś do picia? –
poprosiła niemrawym głosem. – Chce mi się pić, a sama nie dojdę do kuchni –
dodała i chciała się podrapać po swędzącej brwi, jednak w momencie, kiedy
dotknęła opatrunku, zasyczała z bólu.
– Połóż się, zaraz przyjdę.
Tamara o dziwno posłuchała mnie i
położyła się, a ja poszłam po coś do picia. Gdy tylko wróciłam z kubkiem
kranówki, bo nic innego nie było, dziewczyna już spała. Odłożyłam naczynie na
stolik i usiadłam obok niej. Czuwałam tak przez dobre dwie godziny, aż sama nie
zasnęłam.
~***~
Od
tamtego incydentu minęło kilkanaście dni. Tamara skończyła jedynie z kilkoma
siniakami, guzami i delikatnymi ranami, ale już następnego dnia czuła się w
miarę dobrze. Na tyle dobrze, że postanowiła doprowadzić swój plan do końca. Po
złożeniu papierów o przerwanie nauki widziałam, że nie była w dobrym humorze.
Wiedziałam, że to nie łatwa decyzja, jednak nie byłam w stanie przekonać jej,
aby tego nie robiła. W końcu to jej życie i wiem, że nawet bez studiów sobie
poradzi. Nie powiedziała jednak o tym żadnemu z rodziców. Wiedziała tylko jej
ciocia, z którą mieszkała.
Tego
wieczora miałam zamiar wziąć się za powtórkę materiałów do ostatniego egzaminu.
Zajęcia były może i przyjemne, jednak ogrom materiału, który przygotowywałam w
trakcie nich, dobił mnie doszczętnie. Po pięciu godzinach czytania i
sprawdzania kolejnych wykresów stwierdziłam, że mam dość. Rzuciłam papiery na
stolik i wyszłam do salonu, gdzie Kamila oglądała mecz. W sumie mogłam się tego
domyślić po kolejnym głośnym „No jak ty bęcwale podajesz?!”. Uśmiechnęłam się
pod nosem uświadamiając sobie, że mało wiedziałam o swojej przyjaciółce.
–
Chcesz kawy? – zaproponowałam kierując się do kuchni.
–
A nie idziesz może do sklepu? Bo na drugą połowę przydałaby się krata piwa –
warknęła widocznie zirytowana grą swojej ulubionej reprezentacji.
–
Mogę skoczyć. Coś jeszcze potrzebujesz? – dopytałam, żeby nie biegać kilka
razy.
–
Jakieś chipsy? Albo wiem! Pryncypałki. – Odwróciła się na kanapie w takim
tempie, jakby wydarzyło się coś ważnego.
I
w tym momencie usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Obstawiałam, że Kamila zamówiła
jakieś jedzenie, jednak nie ruszyła się z miejsca, aby je odebrać. Nie miałam
wyboru i poszłam sprawdzić kto to mógł być. W sumie nie powinno mnie dziwić, że
przed drzwiami stała Tamara z siatką ze sklepu. Otworzyłam jej i z uśmiechem
powitałam.
–
Ktoś zamawiał piwo i przekąski? – zapytała. To chyba jakieś zgranie. – Jaki
wynik? – Weszła do mieszkania nie zadając sobie trudu spytania o pozwolenie. –
Dalej przegrywają?
–
A weź nic nie mów! – krzyknęła Kamila przyglądając się torbie na zakupy. –
Jakie kupiłaś?
–
Ciemne, mocne. Pasuje?
–
Jak najbardziej. Siadaj. Będzie przynajmniej z kim pokomentować poczynania tych
lamusów – mruknęła przesuwając się na kanapie.
Patrzyłam
tylko na nie ze dziwieniem i zastanawiałam się od kiedy mają taki dobry
kontakt. Przecież znały się tylko kilka miesięcy i nigdy wcześniej nie
widziałam, aby gdzieś razem wyszły czy porozmawiały dłużej niż przy wejściu
Tamary do mieszkania, kiedy ta przychodziła do mnie.
–
Trener już dawno powinien wymienić tego bramkarza. Pięć ostatnich meczy i sześć
straconych bramek. W tym jego samobój – powiedziała Tama po kilku minutach
siedzenia i oglądania. – To jest po prostu dramat.
–
Zgadzam się. To już ten młodzik świeżo powołany do reprezentacji lepiej by się
spisał. Tamten przynajmniej rzuca się do piłki w odpowiednią stronę – zaśmiała
się Kamila.
Przysłuchiwałam
się ich rozmowie na temat niekompetencji trenera ich ulubionej reprezentacji,
którą oczywiście nie była Polska. W końcu nasi nawet nie wyszli z grupy. Nie
znałam się na piłce nożnej, więc po prostu siadłam i patrzyłam, jak dwudziestka
zawodników biega z piłką po boisku. Stwierdziłam, że po piętnastu minutach
takiego wysiłku już dawno padłabym na murawę i nie miała sił na dalszą grę.
Nigdy nie byłam dobra w sportach.
Kiedy
zakończyła się pierwsza połowa z wynikiem 0:1 dziewczyny wyglądały na mocno
podirytowane i było to widać po szybkości, w jakiej wypijały swoje piwa. Sama
przyniosłam sobie wino, które ostało się gdzieś w kuchennej półce, i
przeglądałam facebooka. Nagle usłyszałyśmy dźwięk dzwoniącego telefonu. Tamara
od razu wstała ze swojego miejsca i poszła do torebki, aby odebrać. Byłam
ciekawa, kto o tej porze dzwoni. Machinalnie zaczęłam się przysłuchiwać
rozmowie.
–
Nie ma mnie w mieszkaniu. U koleżanek. Tak. Oglądamy mecz. Nie wiem. Co?
Skąd wiesz?! To nie twoja sprawa. Nie muszę się tłumaczyć z tego, co robię ze
swoim życiem! Nie, nie przyjadę. Po co? Żebym jeszcze na żywo miała wysłuchiwać
kazań? Zajmij się lepiej wychowaniem Huberta. Cześć.
Najwidoczniej
nie był to miły telefon, bo Tamara wróciła wściekła. Usiadła na kanapie i na
raz dopiła to, co zostało w butelce. A była tam przynajmniej połowa piwa. Nie
chciałam się odzywać. Wolałam poczekać do momentu, aż sama powie o co chodzi,
ale po ostatnich słowach mogłam się domyślić, że dzwonił jej ojciec. Kamila
najwidoczniej miała to samo. Nie było opcji, aby nie słyszała rozmowy, a raczej
odpowiedzi Tamary.
Nastąpiła
druga połowa meczu. Obie dziewczyny ponownie wpadły w szał piłkarski i dalej komentowały
to, co działo się na boisku. Kiedy padły trzy bramki ze strony ich ulubionego
zespołu, obie zaczęły tańczyć na środku salonu. Nie dziwiłam im się. Wszystkie
gole były naprawdę spektakularne. Na tyle, że aż sama zaczęłam kibicować.
Zaczęły wykrzykiwać różne hasła w języku reprezentacji i dopijać resztki z
butelek. W pewnym momencie Tamara chciała chwycić za moje wino, ale odpowiednio
szybko zdążyłam je zabrać. Wypiła już wystarczająco. Zwłaszcza, że już kiedy do
nas przyszła była delikatnie podchmielona. Mecz się skończył, a dziewczyny
postanowiły się rozejść. Nie chciałam puszczać Tamary samej do domu, więc
zaproponowałam jej nocleg. Zaciągnęłam ją do siebie i poszukałam gdzieś jej
koszulki, którą zostawiła kilka tygodni temu.
–
Przynajmniej ten mecz się udał – mruknęła, kiedy obie leżałyśmy na łóżku. – Ten
debil mnie irytuje. Dlaczego wtrąca się w nie swoje sprawy? – dodała delikatnie
zirytowana.
–
Mówisz o tym telefonie? Dzwonił twój ojciec, prawda? – zapytałam, aby się
upewnić.
–
Ta. Chce, żebym przyjechała na urodziny Huberta. I dodatkowo dowiedział się od
ciotki, że zrezygnowałam ze studiów. Muszę znaleźć swoje mieszkanie. I pracę.
–
Anka się wygadała? – Zdziwiłam się. Myślałam, że Tamara miała z nią dobry
kontakt. Między nimi nie było też dużej różnicy wieku, gdyż babcia Tamy
urodziła najmłodszą córkę dosyć późno.
–
Najwyraźniej. Prosiłam ją, aby nie mówiła ojcu, ale zrobiła to. Nie rozmawiajmy
już o tym. Jakoś sobie z tym poradzę. – Odwróciła się w moją stronę i cmoknęła
w czoło. – Dobranoc, skarbie.
–
Dobranoc – odpowiedziałam i wtuliłam się w nią.
Jeszcze
przez jakiś czas nie mogłam usnąć. Myślałam o całej tej sytuacji. Może i Tamara
nie miała jakiegoś świetnego kontaktu z ojcem, a tym bardziej z matką, ale
mogła poinformować ich o rezygnacji ze studiów. Po co gromadzić więcej
sekretów?
~***~
Po
wszystkich egzaminach nastały wakacje. I gorący okres poszukiwania pracy oraz
mieszkania. Oczywiście szło to mozolnie, ale kilka ofert już było zapisane w
zakładce „nowe życie”. Dość banalna nazwa, przyznaję, ale nie ja ją wymyślałam.
Na zewnątrz panował niesamowity skwar, więc nawet nie myślałyśmy, aby
wychodzić. Korzystałyśmy z tego, że ciotka Tamary wyjechała w delegację na
tydzień. Kiedy dziewczyna była zajęta czytaniem kolejnego ogłoszenia stwierdziłam,
że pójdę nam po coś do lodówki. Przyniosłam dwie butelki lemoniady i zaczęłam
się przyglądać zza pleców Tamy ofercie mieszkania.
–
Nie jest za duże? – zapytałam. Cena też nie była mocno przystępna, jak dla
jednej osoby.
–
Widzisz… Przeglądam również większe mieszkania, bo chciałabym cię o coś
zapytać. – Odłożyła laptopa i odwróciła się w moją stronę. Wzięła butelkę,
upiła łyka i podrapała się po karku. – Nie chciałabyś może zamieszkać ze mną?
Zdziwiłam
się. Chociaż czy na pewno? Już od dawna sama rozmyślałam nad tym, jakby to
było, jakbyśmy mieszkały we dwie. Teraz dzieliły nas mieszkania i komunikacja
miejska, choć i tak spędzałyśmy dużo czasu razem. Tylko co wtedy z Kamilą?
Przecież nie mogłabym jej zostawić tak samej.
–
Nie martw się o Kamilę. Już ją o to pytałam.
–
Czekaj, co? Zapytałaś się najpierw mojej przyjaciółki, zamiast mnie? –
niedowierzałam w to, co słyszałam. I tamten Brutus przeciw mnie? – A nie
uważasz, że to ja powinnam być pierwsza zapytana?
–
Znam cię już trochę i wiem, że martwiłabyś się o to, jak poradzi sobie Kamila,
skoro mieszkacie razem. – Wstała z kanapy i oparła się po drugiej stronie.
–
Mogę się zastanowić?
–
Tak, choć wiesz, że za wiele czasu nie mam – odpowiedziała trochę zmieszana.
Już dała znać Ance, że nie zamierza dłużej z nią mieszkać. Z tego, co wiem
doszło nawet do małej kłótni.
Kiwnęłam
jedynie głową i pocałowałam ją w policzek. Wróciłam na kanapę, upiłam trochę
swojego napoju i westchnęłam. Nawet w mieszkaniu nie dało się wytrzymać.
Postanowiłam zdjąć bluzkę, bo i tak nikt, poza Tamara, mnie nie zobaczy, a
przynajmniej to pozwoli się delikatnie schłodzić. Gdy Tama to zobaczyła
uśmiechnęła się tym swoim zawadiackim uśmiechem. Wzięła ze mnie przykład, a
następnie usiadła obok mnie, laptopa odkładając z kanapy na stolik.
–
Mówisz, że jest ci za gorąco? – zapytała zaczepnie.
–
Troszkę tak. Wiesz, nie lubię upałów – odpowiedziałam wiedząc, co siedzi w jej
głowie.
Zaczęła
się do mnie zbliżać, wyrywnie całować i chichotać. Cieszyłam się, że poprawił
jej się humor, który od tygodnia nie był w jakimś najlepszym stanie. Gdy już
akcja zaczęła się rozkręcać nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Warknęła na to
i chciała powrócić do pocałunku, ale przybysz nie dawał za wygraną. Zerwała się
z kanapy i wściekle zaczęła zakładać koszulkę. Chciałam pójść w jej ślady, ale
pomyślałam, że to może nikt ważny.
–
Długo miałem tu czekać? – usłyszałam warknięcie z korytarza. – Nie
studiujesz, nie pracujesz i ociągasz się z otwieraniem drzwi? To co ty w życiu
robisz?! – Nie był to przyjemny głos, ale już się domyślałam, kim była ta
osoba.
Od
razu zaczęłam ubierać bluzkę i poprawiać z deka nierozgarnięte włosy. Wstałam z
kanapy i chciałam uciec do pokoju, ale nie zdążyłam.
–
Dzień dobry – powiedziałam niemrawo, bo nie wiedziałam, jak zareagować na…
poznanie jednego z rodziców Tamary.
–
Dzień dobry – odpowiedział chłodno. – A więc to tak? Nie chciałaś przyjechać na
urodziny swojego brata, bo wolisz spędzać czas z koleżaneczkami? – Odwrócił się
do Tamary.
–
To nie tak…
–
A jak?! – krzyknął zezłoszczony. – Od tamtego telefonu nie odbierasz ani ode
mnie, ani od Agnieszki. Nie ma z tobą żadnego kontaktu. Ania mówiła, że się
pokłóciłyście, ale też nie chce już nic więcej powiedzieć. Zachowujesz się jak
gówniarz, a nie dorosła kobieta, za którą się masz. Dlatego tu jestem. Pakuj
swoje rzeczy i jeszcze dzisiaj wracasz do domu.
–
Słucham? Chyba sobie żartujesz. – Podparła się o boki i patrzyła na niego
wrogo. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
–
To co słyszałaś. Skoro nie masz siły na studia to nie dostaniesz ode mnie
żadnych pieniędzy za darmo. Dlatego będziesz pracować w firmie Agnieszki.
–
Nie ma mowy, nigdzie nie wracam. Zostaję tutaj – powiedziała stanowczo.
Kłótnia
o to, czy Tamara wróci do rodzinnego miasta trwała w najlepsze. Bałam się, że w
końcu dojdzie do rękoczynów. Wycofałam się pod ścianę i tylko temu
przysłuchiwałam. Widziałam, jak wzrok ojca mojej ukochanej czasami wędruje w
moją stronę.
–
Nie wytrzymam już. Przepraszam, ale mogłabyś już sobie pójść? Nie widzisz, że
toczy się tu rozmowa między ojcem a córką i nie potrzebujemy do tego obcych
gapiów? – odezwał się w moją stronę. Wiedziałam, że w końcu nie wytrzyma.
–
Nie ma takiej opcji. Maja tu zostaje – zaprotestowała. – Nie będziesz wyganiać
mojej dziewczyny.
I
nastała chwila ciszy. Pan Marek, a tak przynajmniej wywnioskowałam z rozmowy,
stał wpatrzony w podłogę, jakby zastanawiał się, co zrobić dalej z tą sytuacją.
Nagle zobaczyłam u niego uśmiech, ale nie był on wesoły. Spojrzał się na mnie,
a następnie na swoją córkę.
–
Już nie mam córki – stwierdził w końcu. – Nie waż się pokazywać w moim domu.
Dla mnie nie istniejesz – dodał kierując się w stronę wyjścia.
Tamara
nie odezwała się słowem. Patrzyła się tylko na wychodzącego ojca. A gdy
trzasnął drzwiami ta opadła na podłogę i zaczęła szlochać. Podbiegłam do niej i
jedyne, co mogłam zrobić, to przytulić ją. Odwzajemniła to. Martwiłam się o
nią. Nie mogłam pozwolić, aby dalej cierpiała. Nie w tej sytuacji.
–
Zgadzam się – powiedziałam nagle.
–
Z czym się zgadzasz? – odpowiedziała zdezorientowana.
–
Zamieszkam z tobą.
To
był ten moment, kiedy obie nie wiedziałyśmy dokładnie, co przyniesie nam
przyszłość, jednak wiedziałyśmy jedno. Przyszłość malowała się jedną drogą,
którą kroczyłyśmy we dwie.
Ciąg dalszy nastąpi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz